,

WYDOBYĆ DOBRO

SPOD NAWARSTWIEŃ ZŁA /5/

Poprzedni artykuł w naszym cyklu poruszał kilka istotnych kwestii z IV rozdziału „Dives in misericordia”. Zakończyliśmy refleksję krótką „jaskółką” odnośnie wersetu, który stał się tematem przewodnim rozważań.

Skoro zaś jest tytułem cyklu, musi więc być ogromnie ważny... I faktycznie taki jest. W moim „wysłużonym” egzemplarzu narysowałam w tym miejscu dwa „serduszka” i trzy wykrzykniki. Aby lepiej zrozumieć kontekst, wczytajmy się w nieco dłuższy fragment encykliki: „W swoim właściwym i pełnym kształcie miłosierdzie objawia się jako dowartościowywanie, jako podnoszenie w górę, jako wydobywanie dobra spod wszelkich nawarstwień zła, które jest w świecie i w człowieku”.

Zacytowany fragment to zdanie, które może totalnie zmienić czyjeś spojrzenie. Pokazuje ono wyraźnie, że miłosierdzie nie jest ckliwym „użalaniem się” nad sobą albo nad drugim człowiekiem. Miłosierdzie to bardzo konkretnie „zakasane do pracy rękawy”; to nogi gotowe iść do kogoś, kto się pogubił; to oczy umiejące zauważyć nawet maleńki gest dobra. Często niestety mylimy miłosierdzie z pewnego rodzaju „litością”, która kiwa głową nad ludzką biedą, jakkolwiek próbuje pomóc, ale tak naprawdę za chwilę odchodzi w swoją stronę.

Co było najważniejszym owocem postawy ojca z przypowieści o synu marnotrawnym? Wiele pięknych rzeczy można by wymienić. Wytrwałe oczekiwanie uwieńczone zostało spotkaniem, niezwykła radość na widok wracającego dziecka zaowocowała wzruszeniem i hojnymi darami, przebaczenie stało się podstawą pojednania syna z rodziną... Tak, to wszystko ogromnie ważne. Jednak najcenniejszym owocem było nawrócenie tego, który „zaginął, a odnalazł się”. To właśnie jest miłosierdzie w najgłębszym tego słowa znaczeniu: pomóc człowiekowi zobaczyć siebie i swoje życie w prawdzie. Pomóc mu w taki sposób, aby nie czuł się poniżony, ale odnaleziony i dowartościowany. Takie widzenie
w prawdzie staje się początkiem nawrócenia. Wtedy razem doświadcza się radości. Wtedy też realizuje się miłość, która „wpółweseli się z prawdą”. Bo w „Hymnie o miłości” nie chodzi o jakąś dziwną analizę szczerości albo dociekanie tego,
czy przypadkiem ktoś w czymś nas nie okłamał, ale o taką miłość, która cieszy się z uszanowania, a czasem nawet ocalenia godności człowieka. Ocalenia prawdy o nim i w nim.

Pozostaje jeszcze jedno... Św. Jan Paweł II bardzo na to zwracał uwagę w „Dives in misericordia” i w całym swoim nauczaniu. Miłosierdzie nie działa w jedną stronę. Bycie „dla kogoś” wzbogaca mnie samego. Wpatrzeni w swoje „ego”, nie zawsze tak niestety myślimy... Dlatego warto wejść w temat głębiej. Zrobimy to wspólnie w kolejnym, ostatnim już artykule naszego cyklu.



Małgorzata Sar

do góry